Reklamy operatorów sieci komórkowych, marketingowcy nie znający się na rzeczy wmawiają nam, że pliki w chmurze to coś niesamowitego i wspaniałego, powtarzają to z taką częstotliwością i zaciekłością, że potencjalnie zainteresowana osoba temat cloud computingu ma wrażenie, że jedyną rzeczą do jakiej nadaje się chmura obliczeniowa to do trzymania w niej swoich zdjęć z wakacji i prace magisterską napisana przed laty.

Niestety, taki świat nowych technologii jest kreowany przez spoty reklamowe i huczne hasła. Tym bardziej jest to drażniące, że oferenci takich usług mają styczność z chmurą, i to nie bezpośrednią, a w efekcie obcowania (chciał, nie chciał) z cykle hydrologicznym zgotowanym przez matkę naturę. Innymi słowy, jak kapnie im na łeb z nieba.

Chmura, o której wspominają w swoich reklamach to nie chmura obliczenia, a cloud storage. A bardziej swojsko chmura przechowywania. Domyślam się, że średnio zorientowany laik komputerowy wie doskonale. że dyski twarde nie przeliczają operacji wykonywanych przez komputer. Tym zadaniem zajmują się procesory.

Dyski w chmurze umożliwiają utrzymywanie swoich statycznych plików w wielu lokalizacjach jednocześnie, odwołując się do pliku nie wiesz dokładnie, z której serwerowni został on Ci zaserwowany. Chociaż, patrząc na cenniki szanujących się providerów, nie wierzę by plik wysłany na serwer komórkowca był zapisany w chmurze. Nawet nie posądzam ich o uruchomienie proxy, dla zmylenia klienta i serwowania i zapisywania plików via różne adresy IP.

Cóż wylałem swoje gorzkie żale, w następnych wpisach przejdę do konkretów i opiszę do czego można wykorzystać swoją chmurkę.